Artykuły

W poszukiwaniu prawd absolutnych

W wydanej u nas niedawno książce "Współczesny teatr francuski" Paul Surer tak między innymi pisze o dramaturgii Jeana Giradoux: "Można już prze­widzieć, co się (w niej - przyp. M. K.) nie oprze działaniu czasu. Słabości Giradoux są okupem, który musi on złożyć w zamian za swoje nadzwyczajne uzdolnienia. Jego za­dziwiająca łatwość pisania szkodzi­ła mu, gdyż oddawał się jej ze zbytnim zamiłowaniem. Jego dra­mat jest niekiedy tylko wspaniałym świętem umysłu, ćwiczeniem wyso­kiej klasy, w którym najśmielsze napowietrzne akrobacje stanowią popisowy numer, program zyskałby zapewne, gdyby był lżejszy. Krzy­żujące się tematy są tak liczne, że obraz ich jest zamglony, jest też nadmierna obfitość festonów i ara­besek. Owe błyskotliwe gierki oczarowują umysł, ale serce pozostaje nieporuszone". W tej ocenie twór­czości Giradoux autor myli się tyl­ko raz: nieprawdą jest, że dramaty jego są "za lekkie". Jeśli coś można powiedzieć o "Elektrze" (granej właśnie w warszawskim Teatrze Dramatycznym) to to, że jest za ciężka. Giradoux - wzorem wielu pisa­rzy, szczególnie francuskich, pierwszej połowy naszego wieku - traktuje mit jako kanwę intelektualnej dyscypliny. Surer ma słuszność: nie ma w "Elektrze" namiętności, są tylko racje. Ale racje te wyłożone są tak zawile, z tyloma ozdobnika­mi, że trudno się dopatrzyć owej "lekkości", finezji, błyskotliwości. Czy w "Elektrze" można tedy znaleźć jakieś odniesienia do współ­czesności? Mimo wszystko, tak. Elektra, podejmująca walkę z ca­łym światem w imię prawd abso­lutnych, jest protoplastką wczoraj­szych kontestatorów. Łączy ją z ni­mi ponadto przeświadczenie o oczyszczającej mocy destrukcji: "Miasto Argos musi obrócić się w perzynę, aby prawda zatriumfowa­ła". Jakich wrogów ma Elektra? Na­przeciw Elektry w sporze o moral­ne pryncypia stoją tradycyjni prze­ciwnicy: nieprawość, nieczułość, krzywoprzysięstwo, zbrodnia. Autor stara się skomplikować tak prosty wybór: w nagłej wolcie tyran i roz­pustnik Egist staje się obywatelem pełnym poświęcenia, zaś mężobójczyni Klitemnestra w długiej tyra­dzie odsłania drugą twarz: kobiety skrzywdzonej przez los i mszczą­ce i swe krzywdy.

Mimo to przecież racja zostaje przy Elektrze i cały dramat zamykałby się w kręgu dość elementarnych opozycji, gdyby nie wprowa­dzenie na scenę dwóch osób spoza zwaśnionego rodu królewskiego At­rydów: Ogrodnika i Żebraka. Ci dwaj, a w szczególności Żebrak, stawiają pytania o autentycznej wadze moralnej. Dzięki tym dwóm postaciom "Elektra" Giradoux da­je się uratować. Tak właśnie dzieje się na scenie Teatru Dramatycznego. Reżyseria Kazimierza Dejmka jest precyzyj­na, ani jedna myśl nie jest zamą­cona, ale - jako się rzekło - "Elektra" stałaby się nużącym wy­wodem, gdyby nie Żebrak i Ogrod­nik, gdyby nie Gustaw Holoubek i Zbigniew Zapasiewicz. Od pierw­szego pojawienia się na scenie Ho­loubek precyzyjnie i konsekwent­nie buduje postać. Odsłania przy tym nowe możliwości swego ak­torstwa, przydając tej postaci rodzajowości bez szarży, humoru, bez nadmiernego komizmu i po­wagi, bez tragizowania. Jest w Żebraku coś z filozofa i sędziego, coś z pijanego Sokratesa i z Zeu­sa, sądzącego postępki żywych. Całe zakończenie sztuki, z dwo­ma wspaniałymi monologami i słynną ostatnią kwestią - stoi pod znakiem wielkiego aktorstwa Gustawa Holoubka. Zbigniewowi Zapasiewiczowi przypadła trudna rola obrońcy war­tości najprostszych, w czym zawsze kryje się groźba naiwności. Aktoro­wi udało się jej uniknąć i całą ro­lę (choć rozmiarem niewielką) na­leży uznać za duże jego osiągnię­cie. Rolę tytułową - do czego trzeba wreszcie przejść - gra Jadwiga Jan­kowska - Cieślak. Wbrew pozorom rola ta nie daje aktorce wielu cie­kawych możliwości. Jeśli więc mło­dej aktorce udało się "przebić" przez tekst i wyjątkowo niefortunny kostium - to jest to wystarczają­cym potwierdzeniem jej talentu, który spełnia pokładane w nim nadzieje. Jankowska jest na scenie - a zaznaczyć swoją obecność, realne istnienie, równorzędność wobec tak znakomitych partnerów, pierwszy raz na scenie - to bar­dzo wiele. Spośród pozostałych wykonawców ciekawe role stworzyli równie mło­dy Marek Kondrat i Andrzej Szczepkowski, który szczęśliwie od­szedł od maniery, która mu zagra­żała. Niestety, nie wszyscy aktorzy potrafili dostosować się do tonu przedstawienia. A był to ton poważny, trochę wbrew Giradoux.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji